Ta książka, nie jest przewodnikiem po muzeach i zabytkach. „Szczury z Via Veneto” przypominają raczej „Odrażających, brudnych, złych” Ettorego Scoli – szczególnie w początkowych rozdziałach. Autor nie chce Włoch obrzydzić, a raczej przypomnieć, że poza turystyczną atrakcyjnością, pięknem i bogactwem, kraj ten zmaga się z codziennością i kwestiami – jak się wydaje – niemożliwymi do rozwiązania.
Piotr Kępiński mieszka w Rzymie od wielu lat. Zapuścił tam korzenie na tyle mocno, by móc uważać go za tubylca, a z drugiej strony ma jeszcze w sobie ciekawość i świeżość spojrzenia przybysza. Człowieka z zewnątrz, który umie dostrzec i dziwić się rzeczom, na które miejscowi nie zwracają już uwagi. Chociaż – gwoli sprawiedliwości – „Szczury z Via Veneto” nie są wyłącznie przewodnikiem po ciemnej stronie Włoch.
W tej książce jest wiele obserwacji które nazwać można neutralnymi. Można dowiedzieć się co nieco o „relacjach” mieszkańców z … rowerami. Zajrzymy za kulisy kwitnącego rynku powieści kryminalnych. Autor nie zapomina całkowicie o kulturowych odniesieniach, ale stara się by były one nieoczywiste. Tak jak cała książka. Warto też wspomnieć, że jedną z niewątpliwych zalet książki jest jej aktualność – Piotr Kępiński pisze bowiem również o czasach pandemii.
„Szczury z Via Veneto” pokażą nam Włochy jakich nie znamy, jakich nie oglądamy podczas wycieczek. A może raczej jakich staramy się nie dostrzegać. Ale ta brutalnie szczera narracja wcale nie powoduje, że nie chce się tam pojechać i powracać. Nawet jeżeli po lekturze kolory słonecznej Italii wydadzą się lekko przyblaknięte, czy też raczej przybrudzone to będziemy mieli pewność, że są prawdziwe.